Strona główna Hovawart "użyteczny" Relacje z imprez sportowych tropienie z przymrużeniem nosa

tropienie z przymrużeniem nosa

Świąteczne zawody "O zmrożonego ziemniaka" [1]

W wigilię Wigilii Świąt Bożego Narodzenia południowy oddział Klubu Królika zorganizował pierwsze w historii zawody w tropieniu parasportowym[2]"O mrożonego ziemniaka". Wczesnym popołudniem na okołobielskich polach zebrała się frakcja ekstremalna Klubu w składzie: 3 przewodniczki (Ola, Ewa i Renia) i 5 psów (Bronka, Moja Miła, Viedźma, Bojar i JakaJakaja). Uroku i tajemniczości dodawała spotkaniu wtulona w zbocze stara rozlatująca się stodoła, majacząca gdzieś za horyzontem. Co prawda za horyzontem niewiele da się zobaczyć, nie dysponując wzrokiem parabolicznym[3], ale z całą pewnością stodoła była, bo zgodnie z klubową tradycją, być musiała. A nawet jeżeli jej nie było, to i co z tego.

Zgodnie z regulaminem zawodów[4] wszystkie psy miały układany ślad własny, liczba i rozmiar smaczków nie miały większego znaczenia, liczba i rodzaj przedmiotów również (przewodnik musiał tylko po ukończeniu układania mniej więcej pamiętać, co i w jakiej ilości pozostawił na polu). Jeżeli komuś w ferworze przytrafiło się pozostawić na śladzie but lub skarpetkę, to oznaczenie takiego przedmiotu było również brane pod uwagę w ocenie ogólnej, a nawet było punktowane podwójnie jako tzw. przedmiot zwodniczy[5]. To, czy pies taki przedmiot zaznaczy, czy zaaportuje, niespecjalnie się liczyło. Aportowanie było ze względów praktycznych nawet bardziej pożądane niż zaznaczanie. Po odprawie i wypiciu kilku puszek napojów energetyzujących, w teren wyruszyły demary, lemigo i super wypasione, aczkolwiek nie bardzo nadające się do ekstremalnych warunków kaczuchy. Przez moment rozważano możliwość wprowadzenia norfejsów czy kolumbii, ale przy pierwszym wtopieniu się stóp w błoto po kostki zaniechano podobnych nieprofesjonalnych pomysłów. Ponieważ organizatorzy, słusznie, jak się okazało, założyli, że wszyscy uczestnicy dysponują identycznymi znacznikami, aby nie było pomyłek w określeniu "czyj ślad jest czyj" jedną z konkurencji punktowanych była fantazyjność oznaczenia podstawy. Zaprezentowano różne style: od ekologicznych choinek i minimalistycznych patyczków bambusowych, przez rustykalne chochołopodobne wiechcie, po barokowe gwiazdy betlejemskie z dzwoneczkami, na mikołaju nabitym na pal skończywszy. Na szczęście obecnej na zawodach wiertarko-wkrętarki jako znacznika nie użyto, włączonej też nie. Choć przyznać trzeba, że niektórzy byli tym rozczarowani. Najlepiej podstawę śladu wypracował pies oznaczony choinką. Złośliwi twierdzili (i twierdzą nadal), że to nie zasługa psiego nosa, lecz pierników zdobiących drzewko, ale kategorycznie tym pomówieniom zaprzeczam. Psy węszyły ślady o różnej długości i różnym czasie odłożenia. Wiele zależało nie tylko od kondycji psa, ale także od predyspozycji psychofizycznych deptacza. Najdłuższy ślad wydeptała psu przewodniczka, która w połowie deptania omyłkowo (do czego się nie przyznawała i nadal nie przyznaje) reper z sosny oddalonej o 500 kroków i na lewo zmieniła na modrzew oddalony o dużo więcej kroków, też na lewo, ale nie całkiem to samo lewo co poprzednie. W związku z czym ślad zamiast po prostej, przebiegał po łuku i przewodniczka dziwiła się nieco, dlaczego zaczęła układać na południe a skończyła na zachód. Dobrze przynajmniej, że nie o zachodzie. Punkt 6 ustęp 12 litera f) regulaminu zawodów[6] mówi o tym, że jeżeli podczas układania śladu przewodnik straci rachubę czasu, a co ważniejsze także rachubę kroków, przy czym dozna poważnego bólu w części krzyżowej kręgosłupa, ślad uważa się za długi wystarczająco, by mógł być porównany z długością śladu FH. Ponieważ wszystkie zawodniczki miały odpowiednie predyspozycje psychiczne (utrata rachuby) i fizyczne (manifestacje bolesności) wszystkie ślady wymierzono na FH, a dla zawodniczek dysponujących więcej niż jednym psem – na FH-2. Każdy pies wypracowywał swój ślad w niepowtarzalnym stylu i klasie. Psy i zawodnicy zajęli następujące lokaty i uzyskali następujące tytuły:

Bronka – najlepsza suka w  klasie Młodzików oraz tytuł Najwolniej Przeżuwającego psa zawodów,

Moja Miła – najlepsza czarna podpalana suka w klasie Open oraz tytuł Najlepiej Oznaczającej Przedmioty Zwodnicze,

Viedźma – najlepsza blond suka w klasie Open oraz tytuł Najszybszej Suki na Śladzie,

JakaJakaja – najlepsza czarna suka w klasie Open oraz tytuł Najwytrwalej Warującej w Wodzie,

Bojar – najlepszy samiec w klasie Open oraz tytuł Najlepszego Kontrolera Krecich Dziur.

Ponieważ wszystkie psy były jednakowo dzielne (by nie powiedzieć – wyrozumiałe dla fanaberii swoich przewodniczek) przyznano 5 równoległych nagród głównych.

Imprezę zakończyła najbardziej widowiskowa finałowa Konkurencja Fun! Każdy z psich zawodników mógł w tej konkurencji wybrać tyle smaczków z szeroko pojętych śladów obcych, ile zdoła wywęszyć stosując metodę znaną powszechnie pod nazwą Freestyle.

Konkurencję Fun! zwieńczyło natomiast after party, podczas którego każda z przewodniczek mogła zjeść w gościnnej kuchni tyle smakołyków, ile zdołała. Do wyboru miałyśmy kurczaka pieczonego z jabłkami, sałatkę z ananasem, czerwone wino, na deser śląskie makówki oraz świąteczne pierniki bogato zdobione tradycyjnie czyli lukrem. Napotykając srogie spojrzenie gospodyni nikt jednak nie ośmielił się zburzyć misternej piernikowej dekoracji stołu. W zamian podano nam kawę, herbatę i napar z rumianku. Wieczór zapowiadał cudowne Święta, nie ma bowiem nic wspanialszego nad zmęczenie po pracowitym dniu spędzonym z psami i z ich przyjaciółmi, wspólne biesiadowanie i nocne rozmowy przy winie, gdy wszytko wokół spowija zapach świeżego igliwia i mokrych psów.

autorka: Ewa Mleczko


[1] pierwotnie nagrodą główną zawodów miał być łosoś, ale ponieważ głównej pomysłodawczyni i fundatorce spóźniła się wypłata i nie wyrobiła się z marynowaniem ryby, trzeba było zorganizować nagrody zastępcze

[2] bowiem w zawodach brały udział pary sportowe

[3] właśnie to wymyśliłam, nie wiem tak do końca co to znaczy, ale podoba mi się

[4] regulamin do wglądu w siedzibie grupy ekstremalnej KK

[5] tylko my tak mamy

[6] wprowadzony uchwałą ekstremalnej frakcji południowego oddziału KK dnia 23.12.2012 r. w trybie ekstremalnie pilnym

 

Migawki

Czy ktoś z Państwa ma marzenia o czworonożnym amigo? Dobrze się składa, bo hodowla Mieć Marzenia (to znak!) spodziewa się czworonożnych potomków pewnego Amigo (to też znak!). Więcej szczegółów TUTAJ.