Strona główna Hovawart "użyteczny" Relacje z imprez sportowych Jesienne Dni Hovawarta 2014

Jesienne Dni Hovawarta 2014

Dni Hovawarta czyli jesień z hovkiem - traktat o systematycznej pracy i jajkach na miękko….

No i nadszedł TEN dzień. Jedziemy, ale coś wszystko układa się nie tak, jak trzeba. Wyjechałam półtorej godziny później niż planowałam. Po przejechaniu 21 km wypadek, objazd. Zamiast 120 km zrobiłam 160, za tirami. Na szczęście Dorota jechała za mną, więc trochę mi było raźniej. Miało być słońce, ale w ogóle nie widać, że ono istnieje. Mgła, szaro. Po drodze pełno remontów dróg, korków, kładzenia asfaltu, zrywania asfaltu… No myślałam, że nie dojadę. Wspominam żółcący się rzepak wiosenny… Ale udało się, po trzech godzinach pokonałyśmy te 120 km.

 

Tradycji stało się zadość, pogoda była, ale jesienna, bynajmniej nie słoneczna. Narzekać jednak nie możemy, bo ani nie padał deszcz, ani śnieg, ani trawa na porannym tropieniu nie była zmrożona. Do tego z soboty na niedzielę spaliśmy dłużej! Nikt nie miał problemu ze wstaniem o 7.30 czyli 8.30.

Wychodzę i patrzę… patrzę i nie wierzę… Wy też zobaczycie to na zdjęciach. Kasia z Gialottą! Pomarańczowe dziewczyny! Nasuwa się pytanie: i kto powiedział, że dziewczyny lubią brąz? O, stanowczo dziewczyny lubią pomarańcze, we wszelkich odcieniach! Wszystko pomarańczowe, kamizelka z napisem Kasia&Gialotta, buty z pomarańczowymi wstawkami, kaloszki, szelki, obróżki w dynie z serii Jagnię Craft, linka do tropienia, piłeczki, sznureczki, szarpaczki wszystko w pomarańczach. I nawet sama Gialotta odwzorowana w wersji mini z adresówką. To jest niepojęte, że można aż tyle rzeczy w jedynym słusznym kolorze nazbierać!  Kurtka z czapką ze zdjęciem Lotki to już pobiła wszystko. Cudne to i naprawdę nie ma człeka, który nie pozazdrości… Niektórzy nawet jawnie błagają „Kasia, adoptuj mnie!”. Lotka to takie  stworzenie łagodne, że ja nie mogę się nadziwić, i piękna jak zawsze. Piękna to mało powiedziane. Tak sobie myślę, dla mnie Lotka i Totus to najładniejsze psy w Polsce. Normalnie ideały. Przepiękna szata, proste i mocne grzbiety, wyjątkowy ruch, łagodne, przyjazne… Nie myślcie sobie, że mnie jedna czy druga Kasia adoptowała! Chociaż byłoby wesoło, tyle że pomarańcze musiałyby zamienić się na róże i fiolety. Zostawiam sobie taką furteczkę małą, bo skoro piszę to sprawozdanie, mogę wypowiedzieć swoje zdanie Puszcza oczko.  One mają w sobie to coś! To nie tylko poprawność, zgodność ze wzorcem. Patrzysz i wiesz, że ten pies jest wyjątkowy.

Pavel tym razem miał dla nas panterkę. Nasze „pieseły” polowały na prawdziwą panterę! Na sznurku…! Szmatkę-panterkę oczywiście. My już mamy zamówione poduszeczki i kliny z futerkiem, bo prawdziwe futro to jest to co tygrysy (czyt. hovki) lubią najbardziej.

Sobota - tropienie. Azaliż niespodzianek było co niemiara… Monika wydeptała idealny kwadrat z idealnym znacznikiem w samym środeczku. Normalnie od linijki, doskonały geometrycznie. I ten znacznik…! Witka przekonała nas, że tropienie to fajna sprawa. Jej tropienie to 850 kroków, 4 załamania, 5 przedmiotów… Ło matko!!! Iula 300 kroków, 2 załamania, 3 przedmioty… Poszły, oj poszły dziewczyny do przodu! Po raz kolejny przekonaliśmy się, że te nasze futrzaki to zdolne i mądre bestie.

Lotka ślady uwielbia i powinna szepnąć pani na uszko, że musi to robić częściej.

Po tropieniu posłuszeństwo. Jakież było zdziwienie, kiedy Monika, wsadziwszy do kieszeni ręce w czarnych rękawiczkach, wyjęła je żółte! Ja po raz kolejny przekonałam się, że z Hanią i Moniką to nudzić się człeku nie będziesz! Okazało się, że Monika uwielbia jajka na miękko. Tak bardzo, że gotuje je sobie do pracy. I w tej swojej pracy nie zjadła tychże jajek. Nosiła je więc w torebce. Bo czegóż to nie ma w kobiecej torebce???!!! I tak pomyślała, że skoro ich nie zjadła, to weźmie na Dni Hovka, tam na pewno zje z chęcią. Odgrzeje sobie w mikrofali!!!!! Hihihi  Chociaż, to tak na marginesie, jajek się w mikrofali nie odgrzewa. Jednak Monika stwierdziła, że owszem się odgrzewa, ale potem mikrofala śmierdzi i trzeba ją umyć… Śmiech W końcu doszła do wniosku, że jak nie zjadły tych jajek z Hanią w piątek, to wezmą na plac i dadzą psom. Niestety, zapomniało się dać psom, więc stwierdziły rano, że dadzą im na placu, po tropieniu. W związku z tym jajka wylądowały w kieszeniach kurtki. Niestety zapomniało się dać psom… I kiedy nastąpiło posadzenie pewnej części ciała na krzesełku, rozległ się charakterystyczny „trzask”. Ale pamięć zawodna przecież, już się o tym mogliśmy przekonać, więc do kieszeni powędrowały ręce w rękawiczkach, tak z ciekawości…. Żółtka były na pewno na miękko…

Było nas prawie tyle, ile widzicie na zdjęciu zbiorowym. Miało być więcej, ale nie wyszło. Kasi Moratusowej nie ma na zdjęciu, bo je robiła, brakuje też Kasi Żabkowej. W sumie mieliśmy duży komfort, mimo dziewięciu psów nie było mowy o bieganinie, nerwach kolejkowych i nie nadążaniu z czasem. Darek nas zdradził i obiecałam sobie, że mu to wypomnę. Oj, oj… nieładnie… A Kasia Żabkowa nie dość, że chora, to jeszcze zachciało się jej studiować po raz kolejny i weekend miała wypełniony zajęciami! Mimo to dzielnie docierała na poranne tropienie i wieczorną integrację. Stawili się za to nowi hovawarciarze, Natalia i Piotrek z ALTHEĄ Chatka Zielarki. Poza tym jak zwykle: Dorota z Witką i Iulą, Ula z Aslanem, Kasia z Gialottą, Hania z Kiarą, Monika z Tiarą, Kasia z Jaggerem i szczeniolami dwoma, Ayko i Arytonem oraz Agnieszka z Waszulą, znaczy ja.

Polowaliśmy z futrzakami przez dwa i pół dnia, a w tym czasie Harley z Marią zdali IPO 1. Gratulacje!

My mieliśmy swoje IPO 1 kiedy na plac wpadł Jaggero. Ech, aż przyjemnie popatrzeć, jak ten facet to lubi. On uwielbia gryźć! Pozoranta oczywiście. Ściąga z Pavla rękaw i ubranko z takim zapałem i gryzie go tak mocno, że naprawdę aż nie do wiary. Aslan miał też  szansę się wykazać i tak ciągnął i gryzł, że wujek Pavel pozwolił jemu też pogryźć ubranko i pomocować się na maksa. Chciałabym przy okazji poinformować Iwonę, że czas udać się na Dni Hovka, żeby mamusia zobaczyła swoje dzieci w akcji! Jest na co popatrzeć.

Swoje 5 minut miała również moja Waszka, pies popędowy/niepopędowy (niepotrzebne skreślić), który wzbudza niezrozumiałe dla mnie w tym naszym cudnym hovkowym świecie mniej cudne emocje. Tenże niepopędowy/popędowy pies, ćwicząc systematycznie dwa razy do roku Puszcza oczko robi postępy. A tak! Waszka pracowała świetnie i zasłużyła na gryzienie rękawa. Podjęła wyzwanie i skoczyła na rękaw, uwaga: nie jeden raz! Ba! zaciskała zęby na tymże rękawie, ha!, i na dodatek go nosiła! Bidula taki ciężki rękaw dźwigała. Przez cały plac aż do auta! A jaka była szczęśliwa! Zresztą to właśnie zauważyłam i wypowiadam głośno. Psy, które upolują zdobycz, biegną z taką radością, że człowiekowi paszcza się śmieje. Kita do góry, głowa wysoko, obwieszczają światu: popatrz co ja mam! Dumne i blade, wesołe i spełnione. Stają z tym czymś upolowanym w zębach i nie puszczają! Trzymają mocno tymi swoimi zębiskami, a my obok też uchachani.

Ćwiczą te nasze psy dla nas. Hania przeprowadziła poważną rozmowę z Kiarą i obiecała, że jak pokona palisadę jeszcze raz, to ona jej obiecuje, że następny będzie za pół roku. Jak systematycznie to systematycznie. Pokazuję język

Iula polowała wzorcowo, siłując się z Pavlem, zaciskając zęby i nosząc upolowane panterki, poduszki i inne.

Lotka cudownie pracowała zadem, przeciągała  się świetnie po całuśnym przywitaniu z „Wujkiem Pozorantem”. Kiara to zrobiła taki postęp, że słychać tylko było „o”… „o”…z loży szyderców. Bo jakże to miałoby być bez loży? Nie da rady! Spotykamy się w końcu nie tylko poćwiczyć. Trzeba się pośmiać, pogadać, wyluzować.

Na niedzielnym tropieniu po czterech latach systematycznej  pracy (dwa razy do roku Puszcza oczko), Kiara wyszła z kwadratu! Hanka miała taką motywację, że choć spóźniona, wstała bez żadnego gadania. I Tiara, i Lotka też z kwadratu wyszły. I nie tylko one. Teraz wszyscy poszli do trójkąta. Puszcza oczko

Wszyscyśmy mieli parcie na szkło. W związku z absencją naszego głównego fotografa, Kasia Moratusowa przejęła dowodzenie w kwestii fotek. Stanęła na wysokości zadania i choć sama miała trzy pieseły, dała radę. Jagger, jak już wspomniałam, szalał jak nikt na placu, szczeniaczki szalały również… podbiły serca wszystkich „cioć”. Ayko przesłodka, Ayrton wesolutki z iskierkami w oczach. Wujka Pavla zaskoczył i szarpał się jak „stary”. Czyżby Jagger z nim rozmawiał?

A Kasia Żabkowa? Cóż, Kasia zadzwoniła z zajęć i przekazała, że właśnie zrobiła sobie zdjęcie z wężem Kasi Lotkowej męża. Dodam, że aparatem koleżanki… Puszcza oczko

Nie sposób tu wszystkiego opisać, zresztą po cóż? Kto chce, niech dotrze. Ale następnym razem już na Wiosnę z Hovkiem. Pavel ma już na nas receptę. Troszkę panterki, futerka, twardych zabawek, ciekawych ubranek z  poczuciem humoru i dużą porcją wigoru. Każdy wyjeżdża spełniony, zmęczony, zmarznięty i lekko śnięty. I, do diabła, pozbyć się nas nie można! Wracają i wracają. Ci sami i inni. Systematycznie. Dwa razy do roku. Trenują systematycznie. Dwa razy do roku. Jest powtarzalność? A jest! Systematyczność? A jest! I co tu z nami zrobić? Chyba już nic! To nieuleczalna choroba, radocha ze wspólnie spędzonego czasu.

Wszyscy więc systematycznie pozdrawiamy Pavla, do następnego systematycznego zobaczenia…systematycznie dziękujemy.

 

Agnieszka Malindowa
pisząca również systematycznie Spoko

Na koniec jeszcze dodam, bo nie mogę się powstrzymać: brawa dla wszystkich, którzy cokolwiek robią ze swoim psem! Nie słuchajcie tych, którzy szafują ocenami i tak łatwo dyskredytują. Po każdej stronie Wisły i u każdego człowieka pies powinien być radością, czy ćwiczy, czy nie, czy dobrze mu wychodzi, czy też źle.  Zresztą, nie ma źle! Źle może być tylko w oczach innych. Źle to odłamek szkła w oku Kaja „Królowej Śniegu”. Życzę wszystkim uśmiechu i radości w życiu z piesełem! I żeby tak każdy znalazł swojego mentora, który zawsze pomoże mu rozwiązać problemy. To właśnie moja melencholija jesienna… Uśmiech

 

zdjęcia w treści: Agnieszka Malindowa i Kasia Stanke
OFICJALNY ALBUM WEEKENDOWY AUTORSTWA KASI

 

Migawki

Jeśli Google nie ściemnia (a dlaczego miałoby ściemniać w tak ważnej sprawie?), to imię naszego najnowszego reproduktora oznacza w językach skandynawskich "odważny". Wprawdzie, skoro miot był na M, a skojarzenie miało być nordyckie, można było go nazwać "Muminek", ale niech będzie, Modig rzeczywiście brzmi poważniej (i odważniej!). Zapraszamy więc do bliższego poznania MODIGA Unalome.